Romantyczne spacery po zaczarowanym Sołaczu. Szelest różnobarwnych liści pod stopami. Ciepły, przyjemny wiatr. Słońce ostatnimi promieniami tulące policzki…. Moment! To nie ta jesień!

No właśnie, nie. Jest szaro, zimno, bardzo wietrznie, pochmurno, deszczowo i nieromantycznie mgliście. I jak tu się nie nabawić kataru?

Jakoś trzeba przetrwać tą pogodę. Tylko jak?

Może już myśląc o pieknej zimowych, absolutnie zaśnieżonych górach?
Albo o skombinowaniu 16 000zł na warsztaty fotograficzne w Japonii?
Albo o zwiedzaniu Krakowa grudniową porą?
Albo o ciepłych piaskach, tropikalnych wysp?
Albo po prostu szybko pakując się i jadąc do domu by w cieple kominka, siedzieć w wygodnym fotelu, popijać gorącą herbatę i oglądać House’a? 😀

Na początek zrobiłam cynamownowe muffinki. Chociaż trochę poprawiają nastrój. Bo sytuacja za oknem jest absolutnie nie do przyjęcia. Bez złotej jesieni przechodzimy w pierwsze podrygi zimy. Tej naszej, polskiej zimy – z pluchą i bez śniegu.

Dwa stare, piękne utwory bonusowo – szkoda, że ostatni nie w całości