Listopad. Zimne dziady – listopady. Zimno, pochmurno, szaro, nijako.
„Całą noc nie mogłem spać,
Amfetamina ma gorzki smak.”
Z głośników pieści moje uszy jego hipnotyzujący głos.
Cichy, delikatny.
Głośny, donośny, krzykliwy, szorstki jak męski policzek podczas wspólnego poranku.
I za każdym razem pragnę dowiedzieć się, czy ona naprawdę jest gorzka…
„Mała, Ty wiesz, dławi mnie tlen.”
Jestem niezwykle czuła na owo określenie. Staje się taka… mała. Młoda. Jakbym ponownie miała to 16 lat. Przecież je mam!
Wewnętrznie.
„Znalazłem wielu co drogę pokazali.
Przez całe życie na najwyższej pędzą fali.
Pochmurne niebo im na głowy się nie zwali.”
Pędzić przez uliczki. Idąc przez miasto mam ochotę biec. Po prostu – przed siebie. Nie oglądając się wstecz. Wsłuchując się w odgłos stuku glanów, pobrzękiwania zamków, czuć torbę odbijającą się o moje uda.
Mknąć przez spłowiałe liście.
„Czemu mnie zostawił? Czemu się oddalił?”
Tak czasem… Czasami… Bo ja nie chcę już wierzyć. Boga nie ma. Bóg umarł z tamtą spowiedzią.
„Musiałem znowu się schlać”
…bułgarskim winem drugiego gatunku. Ani to był Melnik13, ani Kadarka.
„Listopad włazi do miast”
Do serc. Pod kołdry. W sny. Pod płaszcze. Do głów.
„Tak mi przykro chciałbym jeszcze raz.”
…i raz. i jeszcze. i jeszcze.
inspired by COMA „Listopad”