Marzec 2011


– Co tam?
– Nic.

Dzień za dniem. Monotonia przemijających chwil. Co tydzień ten sam rozkład dni. Ja. Ja. Oni. Ja. Brak my. nas.

Bezsenność dopadła mnie. Gdyby nie zmiana czasu byłaby północ. Zegar przeskoczył z łatwością w nowy rytm. Mnie idzie to opornie. Równie opornie co pisanie. Usunięto mój piękny gotycki blog. Piękne metafizyczne kawałki o miłości, nienawiści. Przynajmniej nie będzie powrotu do przeszłości. Pięknej. Mrocznej. Niebezpiecznie ponętnej. Surrealistyczne opisy lodowych motyli przeszły w niebyt globalnej czarnej dziury.

Miastomania czule towarzyszy mej bezsennej czujności. Cisza wokół. Szum jadącej windy w górę. Trzask puszczającego drzwi mechanizmu. Stuk zamykanych drzwi. Szum windy jadącej w dół. Turkot przejeżdżających nocnych Manów.

Tik tak płynącego czasu, zbliżającego do dzisiejszego przebudzenia. Powieki coraz gorzej radzą sobie z nieopadaniem. Nieskutecznie stają się wytrzymałe na upływające sekundy. minuty.

 

śpij i śnij
z moich ust
ciemność pij
(Maria Peszek „Lali lali”)

Zakopałam się w swojej indywidualności. Nakryłam kołdrą w drobne, kolorowe kwiatki. Siedzę pod nią i nie ma chcę nigdzie wychodzić. Tutaj jest tak ciepło, miękko i bezpiecznie…

Znalazłam w szkicach wpis, który miałam umieścić półtora roku temu. Radość wypływająca z niego, opiewająca panoramy z mojego okna jakaś taka mdła dziś jest.

Postanowienie od kilku dni „Nigdzie nie idę!” spełniam w każdym aspekcie. Nigdzie nie idę i koniec. No, może po pączki pójdę. Zjem tonę i umrę od nadmiaru cukru. Słodko.